Postanowiłem ukazywać świat bez ingerencji człowieka – to, co stworzyła sama natura. W moim malowaniu nie ma śladów istnienia żywych istot czy nawet architektury. Jest tylko to, co daje się sprowadzić do mojego znaku na naturę. Mógłbym malować figuratywnie, ale mnie to nudzi. – Tadeusz Dominik
(Taranienko Z., Wizja natury. Dialogi z Tadeuszem Dominikiem, wyd. Bosz, Warszawa 2016, s. 20)
Jerzy Hryniewiecki w komentarzu do wystawy Tadeusza Dominika w warszawskiej Zachęcie w 1969 roku stwierdził, że o malarstwie tego artysty mówić jest zarazem łatwo i trudno. Łatwo, ponieważ jest to sztuka prawdziwa, trudno – ponieważ nie da się jej przyporządkować do konkretnego kierunku. Najlogiczniej jest patrzeć na malarstwo Dominika przez pryzmat tego, co miało na nie największy wpływ w początkowej fazie, a mianowicie na pracownię Jana Cybisa na warszawskiej ASP. Stamtąd artysta wyniósł fascynację kolorem będącym emanacją impresjonizmu. W pewnym sensie Tadeusz Dominik był spadkobiercą koloryzmu. Ale był też twórcą bardzo konsekwentnym w swych poszukiwaniach. Od czasu wystawy w „Arsenale” w 1955 roku, pozostał wierny obranej wówczas drodze osiągając coraz głębsze doświadczenie i coraz większą wirtuozerię w operowaniu przestrzenią, kolorem i światłem. Tematyka abstrakcyjna była dla niego tematyką życia przestrzeni, krajobrazami, wizjami skał, pól, kwiatów czy całych ogrodów.
Dominik był z jednej strony pejzażystą, z drugiej zaś prawdziwym twórcą pejzaży. Nie odtwarzał natury w sposób fotograficzny, raczej ją przetwarzał. Obrazy malowane do końca lat 70. są nacechowane ekspresją, spontanicznością. W późniejszym okresie kompozycja przybierała bardziej kontrolowaną formę. Malował przede wszystkim na płótnach o podłużnych formatach, które umożliwiały większą narracyjność. Rzadziej sięgał po kwadratowe podobrazia, które wymagały zdyscyplinowania kompozycji. Malarz doprowadził swoje obrazy do tak ogromnej syntezy, że otarł się praktycznie o sztukę abstrakcyjną. Określenie granicy między tym, co figuratywne a nie przedstawiające, artysta pozostawiał wolnej interpretacji. Kreował kompozycje, w których można doszukać się kwiatostanów, owoców czy krajobrazów. Malując nie z natury a w swojej pracowni, tworzył w sposób impresjonistyczny, zamieniając przyrodę w znaki. Taki sposób malowania wymuszał badanie możliwości ludzkiej pamięci. To, co zapamiętujemy, często nie odzwierciedla rzeczywistości, ale nas samych z tamtego momentu.
W pracach Dominika nie ma modelunku światłocieniami ani perspektywy. Malarz eliminował wszystkie zbędne elementy przedstawienia, wyciągając czystą esencję. Tendencji do syntezy towarzyszyła odwaga w użyciu koloru. Paleta artysty składała się z intensywnych barw. Jego wirtuozja malarska polegała na mistrzowskim zestawianiu ich ze sobą. Żółty w kontraście z czerwienią staje się światłem, błękit drugim planem dla zieleni. Malarstwo Dominika wyrosło z zachwytu nad naturą, którą uważał za znacznie ciekawszą od człowieka. Artysta mówił: „(…) naturę mam w genach, bo urodziłem się na wsi. Jako dziecko leżałem na trawie i patrzałem w niebo na wolno przepływające chmury. Do ich obłych kształtów dodawałem różne znaczenia, o których myślałem, malowałem więc nimi jakieś swoje obrazy” (Taranienko Z., Wizja natury. Dialogi z Tadeuszem Dominikiem, wyd. Bosz, Warszawa 2016, s. 19).