29.11.2021
Intymny świat zamknięty w obrazie
Twórczość Zdzisława Beksińskiego, ze wszech miar oryginalna i rozpoznawalna, szybko osiągnęła sukces artystyczny i komercyjny. Bez wątpienia wpływ miała na to biografia artysty, którego wykreowano na postać tragiczną: nieoczekiwany zgon żony Zofii, samobójstwo syna Tomasza, a w końcu zabójstwo samego malarza, wszystko to przyczyniło się do wzrostu zainteresowania spuścizną Beksińskiego.
Kim był Zdzisław Beksiński? Co o nim, jako o jednym z najbardziej intrygujących i poszukiwanych dziś twórców, wiemy? W wywiadach podkreślał wielokrotnie, że nie traktuje swoich obrazów w kategoriach sztuki. Podkreślał, że przyczyna, dla której zaczął malować, jest czymś co umyka jego analizie, pozostaje dla niego tajemnicą i ginie w mrokach dzieciństwa. Od najwcześniejszych lat czuł po prostu pociąg do rysowania wszystkiego, co przyszło mu do głowy. „Lata przyzwyczajenia się i utwierdzenia w stereotypie wytworzyły niedającą się niczym zastąpić potrzebę tworzenia” mówił Beksiński. O celu tworzenia wypowiadał się z charakterystycznym dla siebie cynizmem, że „jest trochę beznadziejny (…), bo chciałbym w ten jedyny dostępny sobie sposób zwalczyć śmierć i zostać pod postacią obrazów, bo zdaję sobie sprawę, że właśnie dzieło sztuki jest jedyną ze świętych krów kultury europejskiej i jako święta krowa ma większe szanse niż cokolwiek innego na szacunek, opiekę i przetrwanie”.
Pewne jest, że jaka by nie była przyczyna i jaki cel, malarstwo Beksińskiego pozostawiło nam świadectwo o nim samym – artyście o złożonej wrażliwości i nieograniczonej wprost wyobraźni.
Metafizyczne pejzaże odsłaniają, niczym okno, intymny jego intymny świat. Świat, który jak sen, zbudowany jest ze sprzecznych często emocji, intensywnych wspomnień, nakładających się obrazów. Niekiedy straszny, pełen poczucia lęku i niepewności. Innym razem tchnący spokojem i nadzieją - pejzaże z okresu fantastycznego prowadzą nas w głąb nas samych i pobudzają do refleksji. Czy to, co przeżywamy dzieje się naprawdę? Czy życie jest snem i co będzie gdy się z niego wybudzimy? Co zastaniemy?
„Jego dążenie do piękna obrazu, do ekspresyjnej, ale zarazem szlachetnej, pozbawionej banału formy, przy nieustannym okrzyku samotności metafizycznej, jest chyba ważnym doświadczeniem współczesnego człowieka i chyba też jakoś potrzebnym. Każdy przecież na swój sposób szuka odwiecznej Prawdy, Dobra i Piękna, doskonałego szczęścia i to wydaje mi się być także w twórczości Beksińskiego obecne” pisał Wiesław Banach. Końcówka lat 70. i początek lat 80. był czasem takich właśnie poszukiwań w twórczości artysty. Opuszcza wtedy
rodzinny Sanok i przeprowadza się do Warszawy. Czas zmian, nowego otwarcia, pozostawia ślad malarskich wizjach Beksińskiego. Płótna w ciemniejszych barwach, nasycone niepokojem, wręcz złowrogie ustępują miejsca pracom harmonijnym, z których nie bije już lęk lecz nadzieja. Panuje w nich cisza. Podszyta jest ona lekkim niepokojem i niepewnością, jak we śnie, w którym możliwe jest wszystko – dzień może współistnieć z nocą na tym samym niebie, z głębin wody może wyrosnąć potężna budowla. Nad opustoszałą plażą leci mewa, jedyna istota zamieszkująca tę wizję artysty. Pejzaż fantastyczny i naturalistyczny zarazem, dokładnie taki jak w snach Beksińskiego, jest piękny, przejmujący i tajemniczy.