15.10.2024

Głos Andrzeja Wróblewskiego we współczesnym świecie

Artysta uwielbiany w Polsce, od ponad dekady zdobywa serca miłośników sztuki w Europie. Trwa właśnie wielka retrospektywna wystawa malarza na Biennale w Wenecji.

Andrzej Wróblewski pozostaje jednym z najbardziej rozpoznawalnych i najoryginalniejszych polskich twórców okresu powojennego. Dzieła odzyskanego dla świata w ostatnich latach i cieszącego się upodobaniem szerokiej publiczności polskiego artysty można już było oglądać m.in. w Eindhoven, Madrycie, Lublanie i rumuńskiej Sybinie. Rok 2024 przyniósł dużą retrospektywną wystawę Wróblewskiego zorganizowaną przez Fundację Rodziny Staraków w ramach 60. edycji Biennale Sztuki w Wenecji, mieście odwiedzanym co roku przez blisko 30 milionów ludzi.

Ciekawy i zagadkowy jest przypadek Andrzeja Wróblewskiego. Urodzony w 1927 roku w Wilnie zmarł w wieku zaledwie 29 lat podczas samotnej wędrówki po górach na południu Polski. A mimo to w ciągu niecałych dziesięciu lat zdążył namalować ponad 200 płócien i około 800 prac na papierze. Co decyduje o tym, że sztuka polskiego artysty, blisko 70. lat od jego śmierci, przyciąga rzesze zwiedzających – stając się fenomenem na arenie międzynarodowej? Odpowiedzi szukać należy w uniwersalności dotykanych przez malarza tematów i niebywałej sile przekazu, jaka tkwi w jego pracach. Drogowskazem są słowa Wróblewskiego: „Moje zadania jako malarza pojmuję w sposób następujący: Staram się, żeby obraz działał jak najsilniej, to znaczy, żeby przyciągał wzrok, zmuszał patrzącego do określonych przeżyć. (…) Staram się czerpać z najpospolitszego życia, wspólnego największej ilości ludzi” (cyt. za: Andrzej Wróblewski nieznany, Kraków 1993, s.95). Wróblewski wyposażył swoje dzieła w dwa zasadnicze narzędzia komunikacji. Są to forma – prosta, czytelna, przyciągająca wzrok, oraz treść – uniwersalna, bliska każdemu, taka, w której widz – niezależnie od szerokości geograficznej – odnajdzie siebie.

Patrząc na dorobek Wróblewskiego zebrany w pałacu Procuratie Vecchie przy placu Św. Marka, warto umieścić go w szerszym kontekście tegorocznego Biennale, noszącego tytuł „Stranieri ovunque” (Cudzoziemcy wszędzie). Temat ten dotyka istotnej i boleśnie odczuwalnej kwestii migracji powodowanej toczącymi się wojnami, które przesuwają granice dosłownie i w przenośni. Sytuacja ta, w ostatnich latach dotykająca Europę, zburzyła poczucie bezpieczeństwa wielu. W tym kontekście twórczość Andrzeja Wróblewskiego, artysty, który całe swoje krótkie życie walczył z powojenną traumą, jawi się jako niezwykle aktualna i czytelna. Jest to sztuka dosłowna w cyklu obrazów „Rozstrzelanie”, szukająca istoty człowieczeństwa w „Ukrzesłowionych”, patrzącą z nadzieją na przyszłość, jak w pracach z serii „Niebo nad miastem”, a wreszcie afirmująca życie w intymnych rysunkach poświęconych rodzinie. Tegoroczne Biennale dobitnie pokazuje, jak silnie może wybrzmieć głos artystów w obliczu dramatu ludzkiego i toczącego się przewartościowania idei. Przekaz, jaki niesie dziś światu Andrzej Wróblewski, współbrzmi ze współczesnym głosem protestu. Jakkolwiek by nie interpretować twórczości polskiego artysty, jedno pozostaje pewne – zrodziła się ona z osobistego doświadczenia stanu zagrożenia, które we współczesnym świecie niejednokrotnie odczuwamy. „Jestem zawieszony w próżni. I śmieszne jest moje życie, bo sam przed sobą udaję że idę naprzód – choć właściwie ruszam nogami w wyziębłej księżycowej przestrzeni, nie natrafiając na żaden opór. Okazuje się, że świat wewnętrzny człowieka jest delikatną budowlą: kiedy nią z całych sił wstrząsnąć, żeby zobaczyć jak jest mocna, rozpada się bez śladu popiołu, zostawiając przerażającą pustkę” – pisał Wróblewski do swojej żony Teresy (cyt. za: Andrzej Wróblewski 1927-1957. In the first person [katalog wystawy], wyd. Starak Foundation, Warszawa 2024, s. 76). Wewnętrzna pustka nie pozwoliła mu dalej żyć, ale głos Andrzeja Wróblewskiego przetrwał i jest dziś głosem wielu.