10.12.2024

Ewa Juszkiewicz – malując dzieci grozy

Ewa Juszkiewicz zgłębiała ludzką naturę jeszcze zanim zaczęła tworzyć swoje słynne damy bez twarzy. Łącząc słodycz dziecka z najmroczniejszymi aspektami człowieczeństwa, wykreowała serię wizerunków rodem z horrorów. Z jednej strony misie, laleczki i falbanki, z drugiej zdeformowane oblicza, lateksowe maski i podstępne uśmieszki – sugerujące, że może jednak warto uciec tam, gdzie pieprz rośnie.

Obroniony przez Ewę Juszkiewicz w 2009 roku dyplom na gdańskiej ASP poświęcony został „Pięknu brzydoty” – jak brzmiał tytuł jej pracy magisterskiej. Analizując naturę ludzką, artystka zainteresowała się jej mroczną stroną. Na swój warsztat wzięła wszelkie odchylenia od norm społecznych, różne wynaturzenia, zaburzenia psychiczne, choroby i ułomności, wymalowując je u swoich modeli w postaci cech o czysto negatywnych skojarzeniach estetycznych. Dodatkowych ciarek przysparza fakt, że bohaterami tych kompozycji stały się dzieci. „W moich obrazach pojawiają się pewne inspiracje z dzieciństwa, np. charakterystyczne ubrania – bluzki zapięte na ostatni guzik, sukienki, kokardy. Ale nie tylko, nawiązuję też do mody ulicznej Japonii, mam cały album na ten temat. Podobają mi się kontrasty, które w niej występują, lateksy, a do nich białe kołnierzyki. Lubię malować dzieci, bo często ich twarze nie mają zdecydowanych cech męskich czy kobiecych. Często mieszam płcie, kobiety mają wąsy, a mężczyźni – ufarbowane włosy. Lubię też kontrasty polegające na tym, że w drobną sylwetkę dziecka »wbijam« twarz dorosłej osoby” – mówiła w wywiadzie artystka (Ewa Juszkiewicz: Nasza straszna klasa, rozm. przepr. D. Karaś, „Gazeta Wyborcza”, 03.07.2009).

Dzieci – niewinne, grzeczne, pełne słodyczy – w obrazach Juszkiewicz zyskują oblicze prosto z horroru czy prozy Stephena Kinga. To lolitki w filuternych sukieneczkach, małe dziewczynki w strojach do gimnastyki korekcyjnej lub całe klasy nauczania początkowego, upozowane jak do grupowego zdjęcia. Ale wszyscy jacyś tacy niepokojąco szpetni, z dysformią twarzy, powykrzywiani w grymasach, dziwni, a czasem wręcz krwiożerczy. Jedni z chytrym uśmieszkiem, inni z tępym wzrokiem, kolejni w upiornych maskach – upozorowani na sado-maso, zapaśników luncha libre, szczerzące kły wilki i straszne króliki, super bohaterów, z doczepionymi kocimi uszami lub różkami diabła… Wachlarz motywów jest ogromny, a całość służy wykreowaniu mrocznej wizji człowieka, psychopatycznej i skrajnie odchylonej od kodów moralnych.

Juszkiewicz ukazuje ludzką brzydotę w całej okazałości. Działając jakby w kontraście do obecnej szaleńczej pogoni za wieczną młodością i pięknym wyglądem, wyciąga na powierzchnię wszystkie deformacje i potworności. Maluje to, co na co dzień jest tematem tabu – co ukrywamy, maskujemy lub czego nie chcemy widzieć u innych. Jej prace zdają się potwierdzać, że brzydota i zło stoją w parze – a szpetność duszy wyraża się szpetnością ciała.  „(…) portrety, które wyszły spod ręki Ewy Juszkiewicz, wypełzły z jej głowy, mogą wywołać »bojaźń i drżenie, chorobę na śmierć« i żarty się kończą. »Sam na sam« z jej obrazami można porównać do nocnej wyprawy na cmentarz. Potrzeba wyjątkowej odwagi. Jesteśmy w krainie horroru, mroku i okultyzmu” – pisano o wrażeniach z wystawy artystki (Dembosz J., Lolitki z Domu Usherów, Wiadomości ASP, nr 53, kwiecień 2011, s. 47). Trzeba uważać, bo „Panna z wilka” może ugryźć, a „Nasza klasa” wywołać palpitacje serca. Juszkiewicz nie bawi się w subtelności, po prostu prezentuje portret wszelkiego zła.